Rozdział 18
*Oczami Alice*
-Hazza, to chyba nie jest
dobry pomysł.- powiedziałam.
-Ale jedyny. Możemy spróbować.-
kończąc to zdanie ruszył w stronę jezdni.
Przypatrywałam się temu
wszystkiemu z wielką uwagą. On naprawdę ma zrytą banię. Rozłożył się na środku
i jezdni i leżał… W pewnym momencie nadjechał wielki tir, a ja miałam ochotę
podbiec do loczka i go stamtąd zabrac, ale on jakby to przewidział i pewnie
polecił Zayn’owi, by mnie przytrzymał, bo tak właśnie zrobił. Ciężarówka była
coraz bliżej, a ja z każdym jej przybliżeniem bałam się coraz bardziej. Bałam
się, że to będzie koniec i… chwila. Przecież ona się zatrzymała. Z pojazdu
wysiadł lekko przerażony, starszy mężczyzna. Patrzył niepewnie na chłopaka, ale
w końcu odezwał się:
-Ej, żyjesz kolego?
-Nie jestem pewien… boli mnie
ręka.- wymamrotał Harry. –Czy mógłby pan zawieśc mnie do szpitala?
-No jasne.
Wykorzystaliśmy to, że oni
rozmawiali i władowaliśmy się do ciężarówki. Chwilę czekaliśmy i tir zaraz
ruszył. Szczerze mówiąc to tłumiłam w sobie śmiech. Wydaje mi się, że reszta
też miała ochotę parsknąc śmiechem. „Harry to niezły aktor”- pomyślałam.
-Chce mi się jeść…-
powiedział Niall.
-Kurde, Horan! Ty zawsze o
jedzeniu. Mógłbyś raz przystopowac.- odpowiedział mu Zayn.
-Czy ja ci zwracam uwagę, jak
ty cały czas osądzasz wysztkich o kradzież swoich głupich lusterek?!
-One nie są głupie! Ty jesteś
głupi.
I tak rozpoczęła się III
wojna światowa…
-Co tam się dzieje?!-
usłyszeliśmy głos kierowcy.
-Kurde, widzicie co
narobiliście? Jeśli on się teraz zatrzyma i otworzy te zasrane drzwi to już po
nas.- powiedziała wkurzona Perrie. Jakby na złośc samochod się zatrzymał, a
drzwi się otworzyły. Przed nimi stał wkurzony facet i Harry.
-Czy to twoi znajomi?- rzucił
pytanie w kierunku Hazzy.
-Nie, nie znam ich.
-Dobra, uciekamy na 3.-
powiedziałam do nich szeptem.- 1…2…
Niall oczywiście zrobił po
swojemu i wybiegł od razu, przewracając naszego kierowcę. My wybiegliśmy od razu
za nim i w trakcie biegu pociągnęłam Harry’ego za rękę, który stał w miejscu.
Na szczęście szpital był tuż przed nami. Oby był tam telefon. Weszliśmy do
budynku i podeszliśmy do recepcji.
-Dzień dobry, w czym mogę
pomóc?- zapytała uprzejma pielęgniarka.
-Eee, bo ja… chyba złamałem
rękę.- odpowiedział Harry.
-Mhm, proszę tylko wypełnic
kartę swoimi danymi.
-A wie pani, co? Ma pani
śliczne oczy.
-Czy ja się przesłyszałam?
Harry ją podrywa?!- powiedziałam z oburzeniem.
-Alice, uspokój się. On tylko
chce odwrócic jej uwagę.- oznajmiła Sophie.
-Ugh, niech ci będzie.- odpowiedziałam,
szukając telefonu.
-Znalazłem!- krzyknął Niall.-
Ma ktoś drobne?
-A nie możecie po prostu
zagrac tu koncertu?- rzuciłam.
-Harry wziął sobie idiotkę za
ukochaną…- powiedział Zayn.
-Zamknij się, ciołku.-
powiedziałam.
-Ej, mam drobne.- powiedziała
Sophie i wrzuciła je do miejsca na to przeznaczonego. Wykręciłam numer Liam’a i
czekałam na sygnał. W końcu usłyszałam jego głos:
- Hallo.?
-Hej to ja, Alice.
- Alice.? Gdzie wy
jesteście.?! Dlaczego jeszcze nie przyjechaliście.?
- Mieliśmy mały problem z
autem. Później ci opowiem. Podjedźcie do szpitala.- powiedziałam, po czym
podałam nazwę.
- Ymm… No okej to będziemy
jak najszybciej.- powiedział i się rozłączyliśmy.
- Rozmawiałam z Liamem,
niedługo po nas… Ej no gdzie wy jesteście?
Zza drzwi wyszedł Harry.
-Hej Alice. I co?
-Dogadałam się z Paynem i ma
po nas przyjechac, ale nigdzie nie widze reszty tych orangutanów.
-Sama jestes orangutanem.- powiedział
oburzony Niall.
-Gdzie wy byliście?-
zapytałam wkurzona.
-Przejsc się. Nie denerwuj
się tak Alice.- powiedziała ze smiechem Sophie.
-Dobra, nie wazne. Liam
niedługo tu będzie.- poinformował ich Styles.
-A właśnie, Harry. Jak tam z
pielęgniarką?- zadałam mu pytanie.
-Co proszę?
-To co usłyszałeś!
-Nie rozumiem… uciekłem przed
nią, bo koniecznie chciała, bym uzupełnił tę głupią kartę, że niby jej to potrzebne
do sprawdzenia co z moją ręką. Pewnie po prostu wpadłem jej w oko…
-Em… Harry? Jej naprawdę były
potrzebne twoje dane, by sprawdzic co z twoją ręką.- oświeciła go Perrie.
-Aha.
-Styles, nie probuj bym była
zazdrosna, bo i tak ci to nie wyjdzie.- oznajmiłam.
-Nie, wcale.- odpowiedział.
-Co proszę?
-To co usłyszałaś!-
powiedział lokers ze śmiechem. Czasami mam ochotę go zabic. Nagle do szpitala
wparował wkurzony Louis.
-Ile można na was czekac?!
-Ups…- powiedziałam.
-Żadne „ups”. Czekamy na was
od 20 minut.
-Dobra pasiasty, wyluzuj.-
odpowiedziałam mu i zaczęłam się smiac, zauważając jego minę.
-Harry, niezły masz guścik,
nie ma co.
-Mów co chcesz Lou, według
mnie, Alice jest zajebista.
Że co on powiedział?! Chyba
robię się czerwona…
-Uuu Alice. Widzę, że nasz
Harry też ci nie jest obojętny.- powiedział z przekąsem Zayn.
-Możemy już iśc do
samochodu?- zmieniłam temat.
-Jasne, haha.- powiedziała
Sophie i ruszyliśmy w stronę pojazdu. Cała podróż zleciała nam na rozmowach.
Tylko Harry się nie odzywał. Szkoda mi go, bo widzę, że mu na mnie zależy,
tylko że ja… ja nie umiem mu tego okazac, choc wiem, ze chciałabym z nim być.
-Alice, żyjesz?- z moich
mysli wyrwał mnie głos Perrie.
-Tak.
-O, wróciła do świata
żywych.- rzucił Zayn.
-Zaraz otworzę te drzwi i
wylecisz!- krzyknęłam.
-Chyba ty.
-Z kim ja żyję…- powiedziała
Edwards.
-Codziennie zadaję sobie to
pytanie. –powiedziałam.
-Siostrzyczko, ona mówiła o
tobie.
-No chyba nie.
-No chyba tak.
-Zamknijcie się wszyscy!-
wydarł się Louis, na co ja zaczęłam się smiac jak głupia i przez przypadek
chrumknęłam. No nie… to była moja tajemnica, o której wiedziała tylko Sophie i
Zayn.
-Haha, ty chrumkasz?!-
zapytał Louis.
-Tomlinson, daruj sobie. To
jest słodkie.- obronił mnie Harry.
-Słodzisz Styles- powiedział
Horan.
-Bo mam komu.
-O, już chyba jesteśmy.- po
raz kolejny zmieniłam temat. Wszyscy wyszliśmy z auta i powędrowaliśmy ku rozłożonym
namiotom.
-Aaaa, robal!- krzyknęła
Sophie i wskoczyła w ramiona Horana.
-Sophie, to normalne, że są
tu robaki.- uspokoił ją Niall
-Ale ja nie chce spac sama…
chce z toba. Będziesz zabijal robaki w nocy.- powiedziała i dała mu całusa w policzek.
-A właśnie. Nie
powiedzieliśmy wam o jednej, malej, malusieńkiej zmianie.- zaczął niepewnie
Liam, który wyszedl z namiotu. Własciwie, to czemu nie on po nas przyjechal,
tylko Louis?
-O co chodzi?- zapytałam.
-No bo.. każdy. To znaczy prawie
każdy ma parę. I będziemy spali w namiotach, tak jak jechaliśmy autem. Czyli w
jednym Niall i Sophie, Zayn i Perrie, ty i Harry, a w drugim ja i Danielle,
Louis i Eleanor.
-Pytałeś się czy to komukolwiek
pasuje?!- spytałam oburzona.
-Niech każdy komu to pasuje
podniesie rękę.- polecił Liam.
I wiecie co? Każdy ją
podniósł z wyjątkiem mnie.
-Cóż, zostałaś
przegłosowana.- oznajmił Liam.- Weźcie śpiwory z bagażnika.
-A co z jedzeniem?- spytał
Niall.
-Już kupiliśmy.-
odpowiedziała Danielle, przytulając się do Liama.
Niall, Sophie, Perrie i Zayn,
rzucili się w stronę auta po śpiwory. Nie rozumiem, po co oni się tak spieszą
skoro dla wszystkich wys… co jest? Czemu już nie ma śpiworów?!
-Ej, chyba zapomnieliście o
dwóch.- powiedział Hazza.
-Oj, faktycznie. Ale mam dla
was koc.- powiedział BooBear.
-Dla nas? A jakiś chłopak nie
może mi oddac?
-Nie!- krzyknęli wszyscy tu
obecni przedstawiciele płci brzydkiej.
------------------------------------------------------------------------------------------------------
Hej Wam!
Jak tam mija weekend?
Przepraszamy, że rozdział tak
późno, ale laptop nam się wyłaczył w trakcie pisania i musiałyśmy nadrobic. :(
Ale dałyśmy radę, bo kto jak
nie my? :D
Piszcie, co o nim
<rodziale> sądzicie. :*.
*Jak myślicie, czy w koncu
ktorys z chłopakow odda jej swój śpiwór? xd
Pozdrawiamy,
~Jula & Claudia xx.